"3-go lipca około godziny 6:30 przed domem stojącym przy Privet Drive numer 4 rozległo się wycie syren policyjnych. W jednym z pokoi mieszkalnych odnaleziono związanego przestępcę - Petera Pettigrew. Odważni lokatorzy z dumą udzielają wywiadu..."

Harry opuścił gazetę, która do tej pory zasłaniała mu twarz, gdyż do drzwi zastukał ktoś tak natarczywie, że nie sposób było nie zareagować.
- Proszę!! - krzyknął.
Drzwi uchyliły się, a zza nich wyłoniły się dwie postacie. Jedną z nich poznał bez żadnych trudności. Severus Snape przystanął na środku pokoju, a przed niego wysunęła się niska brunetka o sympatycznej twarzy, ale w jej smutnych oczach Harry wyczytał ogromne zmęczenie.
- Jak się miewa nasz bohater? - wyrwał Harry'ego z rozmyślań głos profesora, który stojąc przed nim z założonymi rękami obserwował go bardzo uważnie, jakby chciał z samego wyrazu twarzy wyczytać stan zdrowia chłopca.
- Nie narzekam, dziękuję. - odpowiedział sztywno chłopak i odważnie spojrzał w niezmierzoną głębię profesorskich oczu. Tymczasem kobieta postawiła na nocnym stoliku świeże śniadanie i gorącą herbatę.
- Mogłeś zasłabnąć, gdy tylko Jenny przystąpiła do teleportacji, a jednak wytrzymałeś tak długo... - w czarnych oczach zalśniły iskierki zdziwienia. - Przyszedłem po to, aby Ci powiedzieć, że Twoja rodzina jest nietknięta, wszyscy wyszli cało z ataku, ponadto ośmielam się mniemać, że nawet się nie obudzili. - Tutaj Severus pozwolił sobie na ironiczną przerwę. - Nie będziesz mógł jednak mieszkać nadal z nimi. Jak widzisz, Czarny Pan nie potrafi przedrzeć się przez niektóre zabezpieczenia magiczne, jednak potrafi wykorzystać swoich ludzi do pokonywania przeszkód w sposób czystko mugolski. Dlatego też od tej pory zapewne zamieszkasz przy Grimmuld Place.
- Ale Syriusz...
- Jesteś niepoprawny Potter, przecież czytałeś gazety, nie rób z siebie idioty, dobrze wiesz, co oznacza uwięzienie Pettigrew. - rzekł ironicznie Snape i odwrócił się w kierunku drzwi. Kobieta przez chwilkę popatrzyła ciepło na Harry'ego i wyszła rzuciwszy krótkie: "Do zobaczenia, Harry Potterze!".


Po tych dosyć dziwnych odwiedzinach Harry poczuł, jak bardzo zgłodniał i zajął się konsumowaniem śniadania. Gdy tylko skończył i zaczął się ubierać, do pokoju wtargnął Ron.
- Harry!! Harry!! Słyszałem, co się stało! Wszystko w porządku?!?
- Ron uspokój się, tak właściwie to nic się nie stało. - Harry uśmiechnął się szeroko.
- To znaczy, tym razem nie widziałeś Sam-Wiesz-Kogo, prawda?
- Tak Ron, wiesz mi gdybym go widział, nie uszedłbym tym razem cało.
Usłyszawszy to młody Weasley posmutniał.
- Mama się bała, czy ... no sam wiesz ...czy nic Ci nie będzie, bo nikt nie był pewny tego Snape'a. - ostatnie słowo Ron znacząco zaakcentował. - Nie pozwolił nam się do niczego mieszać, powiedział tylko, że dadzą sobie radę. Dadzą? Przecież on jest sam w tej bandzie Śmierciożerców. Ulżyło nam dopiero wtedy, gdy ta kobieta, animag, pojawiła się z Tobą.
- Właśnie, dlaczego ona nie teleportowała się normalnie, dlaczego zamieniła się w feniksa?
- Zabezpieczenia Harry, zabezpieczenia. - głos pana Weasley'a zaskoczył go tak, że oboje podskoczyli. - A teraz może, zamiast roztrząsać wydarzenia wczorajszej nocy, pomóżcie Hermionie przenieść swoje rzeczy.
- Hermiona jest tutaj? - zapytali razem
- Tak, rodzice pozwolili jej zostać z nami dwa tygodnie, miejmy nadzieję, że miną spokojnie... - rzekł pan Weasley i otworzył drzwi.

- Pamiętasz, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy? To było dokładnie tutaj. - ciche westchnienie - Stałaś tam, niedaleko Gringota z Lucjuszem. Ile to było lat temu?
- Czy ja wiem? Ze 20?
- Chyba tak... Szłaś do pierwszej klasy, do Hogwartu.
- Tak, a na Ciebie patrzyłam jak na profesora.
Śmiech. Śmiech dzwonił mu w uszach, wypełniał jego serce, umysł, ciało. Radość otumaniła go zupełnie. Jej głos, jej dotyk, jej ciepło.
- Masz już wszystko?
- Chyba tak, możemy wracać.